wtorek, 6 maja 2014

Onycholiza - mój wróg nr 1

Ku przestrodze!

Moje paznokcie od zawsze nie zachwycały wyglądem. Obgryzane w podstawówce, gimnazjum i liceum po prostu nie mogły schludnie wyglądać. Pod koniec szkoły średniej stał się cud – przestałam wyładowywać na nich stres i już nie wsadzałam paluchów do buzi. Jak to zrobiłam? Sama nie wiem... Po prostu nawyk sam przyszedł – sam odszedł.

Idźmy dalej. Kiedy już mogłam swobodnie je zapuścić zauważyłam, że są w bardzo złym stanie – rozdwojone, giętkie, łamią się. Stwierdziłam, że po tym co z nimi wyczyniałam, czas na pomoc i udałam się do Douglasa po odżywkę, o której pisałam TUTAJ. I faktycznie zdziałała cuda na moich paznokciach. Były twardsze, w końcu urosły i prezentowały się naprawdę cudnie. Po skończonej kuracji zakupiłam drugą buteleczkę, a potem… Stwierdziłam, że nie stać mnie na takie luksusy i sięgnę po „Eveline Paznokcie twarde i lśniące jak diament”. Gdybym wiedziała, co ten produkt mi zrobi, NIGDY, przenigdy nawet nie stanęłabym przed półką z owymi „cudami” w Rossmanie.

Przed zakupem poczytałam trochę o tych odżywkach i byłam świadoma, że zawierają formaldehyd i że mogą wyrządzić niemałe szkody. No, ale przecież potrzebowałam tylko czegoś do podtrzymania efektu, czegoś, co dobrze spisze się w roli bazy…