Od zawsze byłam fanką słodyczy. Może to trochę
nieodpowiednie z racji tego, że od 1. roku życia choruję na cukrzycę, ale gdy
byłam dzieckiem zdarzało się, że dostałam od mamy pyszną rozpuszczalną gumę w
kolorowym papierku… :D
W tym poście będę mówić o
balsamie do ciała SORAYA „Milkberry” z serii Piękne ciało, który zdaniem producenta odżywi, nawilży i
zregeneruje naszą skórę.
MOJA OPINIA:
Koszt tego produktu to około 15 złotych. Balsam znajduje się
w uroczej, poręcznej butelce o pojemności 300ml.
Ma przyjemny, słodki
zapach. I tutaj właśnie dowiecie się skąd ta wzmianka o gumie rozpuszczalnej -
pachnie tak samo jak malinowa Mamba! Może i nie jest to zapach prawdziwej
maliny, ponieważ można wyczuć tutaj chemiczną nutkę, ale nie jest ona mocno
wyczuwalna.
Balsam ma dosyć rzadką konsystencję. Dzięki temu szybko
rozprowadza się po ciele i szybko się wchłania. Paradoksalnie jest jednak
bardzo wydajny.
Co do działania: lekko nawilża, przy dłuższym stosowaniu wygładza,
jednak nie zauważyłam wpływu na stan skóry - nie regeneruje. Po
aplikacji produkt pozostawia na skórze delikatną, ledwo wyczuwalną warstwę.
PODSUMOWUJĄC:
Polecam tym, którzy chcą na moment przenieść
się parę lat wstecz i wysmarować się Mambą :) Balsam jest przyjemny w
zastosowaniu, jednak jego działanie nie zwala z nóg, znam dużo lepsze, lepiej
działające i wpływające korzystniej na skórę produkty.
Miałyście ten balsam? A może smarujecie się innym zapachowym
wariantem? Któraś z Was stosowała balsam o czekoladowym zapachu?
Pozdrawiam serdecznie,
Monika :D
Mam przeczucie że nie polubiłabym się z tym zapachem. Kusi mnie za to wersja czekoladowa.
OdpowiedzUsuńchciałabym pachnieć jak malinowa mamba:D
OdpowiedzUsuń